
Autor - BlackFalcon
Poprawianie błędów - Otis Rite
Episode 1 - "Sklepikarz"
Byl zimny, ponury wrześniowy zmierzch, gdy skończyl pracę. Ostatni klient dawno już opuścił malutki sklepik, toteż na kilka godzin przed zamknięciem sklepu mógl zająć się sprzątaniem swego miejsca pracy. Własnie starł scierką kurz z lady i odłożyl kawalek materialu na miejsce. Rozejrzał sie jeszcze i uznal, że wszystko jest w porzadku. Na koniec otworzyl kasę, przeliczyl powoli pieniądze i zadowolony z utargu zamknał szufladę. Schylił się do szafki, jaka znajdowala sie tuz przy podlodze i stamtąd wyjął klucze do sklepu. Lekko zadzwoniły, gdy chwycił je w rękę. Druga zdjął zniszczoną kurtkę z wieszaka, jaki znajdowal się przy półkach z towarem za jego plecami i narzucił ją sobie na plecy. Spokojnie wyszedl ze sklepu i zamknąl za soba drzwi na klucz, po czym ubrał kurtke na siebie i wsiadł na rower, który stal przed sklepem, wcześniej odwiązawszy go od słupka, przy którym parkował.
Jechał kilka minut, nim dotarł do domku nad strumykiem. Woda szemrała cichutko, gdy wchodził do domu. Rzucił kurtke na hak przy wejsciu i udal się do łazienki, by zażyc kąpieli przed snem. Umył sie, ale zatrzymał sie jeszcze przed popękanym ze starosci lustrem nad równie zniszczoną umywalką. Spojrzał na swoją twarz na szkle i ręką przejechał po swoim obliczu. Było zarośniete, zmęczone i smutne. Broda klebiła sie, wąsy mieszały się z resztą sporego zarostu, a zaczynające siwieć włosy wiły się do ramion. W tej chwili marzył tylko o snie, o glębokim śnie, który przyniesie mu odpoczynek...zarówno fizyczny, jak i psychiczny.
Ubranie rzucił gdzieś na bok, nie miał teraz siły o nim mysleć. Łóżko kusiło, stara pościel zapraszała do siebie, obiecując chociaż troche ciepła, skorzystał więc z zaproszenia i ułożyl sie w miare wygodnie. Skrzypiący materac mu nie przeszkadzał, już dawno przyzwyczaił się do niewygod. Przykrył sie koldrą i zamierzal spróbowac zasnąc.
Wiedział jednak, że nie bedzie mu to dane. Ledwo tylko przyłozyl glowę do poduszki, oni wrócili. Pod powiekami wciąż widział te obrazy - oni nigdy nie odchodzili. W dzień starał się o nich nie mysleć, noc jednak sprzyjała powrotom koszmarów. Widział ich wszystkich, tak wyraźnie, jak nigdy dotąd. Jakby byli tuż obok, jakby nadal...żyli. Szeptali coś, czego nie rozumiał, a gdy probowal zapytać, czego chcą, czemu go dręczą, śmiali się tylko i odchodzili...by za chwile znów się pojawić w jego snach.
- To nie moja wina! - szepnął przez zamroczenie, jakie spowodowal próbujący go ukołysac sen i nagle rozbudził sie gwałtownie. Zlany potem usiadł na łóżku. Na starym zegarku była godzina 03:00. Musiał jednak zasnąć, bo przyjechał do domu przed północą. Codziennie pracował do 23:00, im więcej miał utargu, tym wiecej zostawało dla niego, resztę zabierał właściciel sklepu. Te trzy godziny snu kosztowaly go jednak więcej, niż nieprzespany tydzień - wydawało się, że tym razem koszmary były wyraźniejsze i bardziej natarczywe...
Przeczesał ręką włosy, wiedząc, że dziś znów nie zaśnie. Będzie siedział do rana na krześle i myślał o tym, co mu się śniło. O nich.
Narzucił koszulę i cicho zrobił sobie herbaty, potem pił powolutku, rozmyślając o twarzach ze snu. Zastanawial się, jaki to wszystko ma sens. Praca...życie...Co trzymało go przy tym wszystkim? Co powodowało, że nadal żyl, że egzystował? Czasem myślał, że lepiej byłoby, gdyby...Gdyby rzucił to wszystko i zrezygnował z tego bezsensu, jaki stał się jego udziałem. Popatrzyl na narzędzie lezżce na stole - nóż do krojenia chleba. Nóż. Wiedział, do czego to może slużyc. Dobrze wiedział, co dzieje się, kiedy ostrze przecina miekką skóre. Dotknął ostrożnie rękojeści. Potem chwycił zieloną rączkę i przyjrzał się stali. Twarz odbila się w ostrzu, dobrze widział swoje zmęczone oczy i zmarszczki. Nóż. Obrócił go powoli wokół wlasnej osi, potem odłożyl na stół. Resztke herbaty porzucił w szklance, kiedy zdecydował się znów położyc. Przyzwyczaił się już do swoich nocnych mar, nie bał się ich...aż do dzisiaj. Ale meczyly, meczyly tak strasznie, ze bal sie nie ich, a nocy.
Jakos przespal do rana, chociaz w glowie wciaz pojawialy mu sie obrazy, ludzie, miejsca...a tym razem dodatkowo pojawial sie tez noz. I krew. Ta byla wszedzie, w kazdym ze snow, od samego poczatku. Nie tylko dzis, ale odkad pamietal. Odkad pojawily sie sny. To bylo juz tak dawno, tyle miesiecy...a moze lat? Przestal to liczyc juz wieki temu.
Wstal, umyl sie, ubral i poszedl znow do sklepu. Wiedzial, ze dzis przyjdzie wlasciciel, ze dzis pora na rozliczenie sie z utargu. Na otrzymanie kolejnej wyplaty, comiesiecznej porcji resztek, jakie tamten raczy mu dac. Mimo, ze sie spieszyl, zauwazyl, ze wlasciciel juz na niego czeka i kiedy przywiazywal rower do slupka, uslyszal:
- Znow masz podkrazone oczy, lazisz gdzies po nocach i potem mylisz sie przy reszcie! Wlaz do srodka, potrzebuje kasy!
Weszli razem, a wlasciciel, czterdziestoletni, dosc wysoki mezczyzna o jasnych, krotkich wlosach, podszedl od razu do kasy, oparl sie o lade i czekal, az sklepikarz powiesi kurtke na kiwajacym sie haku, otworzy kase i wyjmie wszystkie pieniadze. Kiedy je otrzymal, przeliczyl je szybko i rzucil mala paczuszke w kierunku sklepikarza.
- Masz! To ci powinno wystarczyć. Aha, zamierzam zrobic inwentaryzacje, wiec mam nadzieje, ze niczego nie brakuje! - zasmial sie z wlasnego zartu i wyszedl ze sklepiku.
Sklepikarz schowal nedzna sume do kieszeni kurtki i dopiero teraz, kiedy chowal pieniadze, zorientowal sie, ze nie wzial sniadania. Coz, poczeka do wieczora, do powrotu do domu.
Nadjeżdżal pierwszy klient. Sklepikarz obserwował zdziwiony, jak pod jego sklep podjeżdża elegancki samochód. Tutaj nikt takim nie jeździł. Zaraz się przekona, kim jest jego gość...
The end of episode 1