Prison Break, Skazany na śmierć, PrisonBreak, Wentworth Miller, Opisy Odcinków, Download

   
  www.oprison-break.pl.tl
  Episode 4 - Goingtown
 

Tapeta Wallpaper  Prison Break
Autor - BlackFalcon

Episode 4 - "Goingtown"

Serce walilo mu jak oszalale. Biec, tylko biec, byle dalej, byle odsunac od siebie cale to zdarzenie, byle cofnac w niebyt to wszystko! Z kazdym uderzeniem pulsu krew z czola splywala mu na twarz, toczac sie pasemkiem po policzku i ginac gdzies w brodzie. Nie zwazal na to, biegl przed siebie, instynktownie kierujac sie do pobliskiego lasu. Stopami wyczul, ze zdaza po jakiejs kamiennej sciezce, droga stawala sie coraz bardziej trudna, kiedy zblizal sie do zarosli. W pewnej chwili, miotany uczuciami i wypelniony od srodka alkoholem, postawil stope krzywo na wiekszym kamieniu i zachwial sie niebezpiecznie. Staral sie odzyskac rownowage, zamachal troche rekami, ale na nic sie to nie zdalo i juz po chwili znalazl sie na ziemi. Skrzywil sie z bolu, czujac, ze najprawdopodobniej skrecil kostke w prawej konczynie. Spodnie pokryly sie brudem z drozki, upadajac ubrudzil tez koszule - kurtki nie zabral, bo nawet nie mial czasu o niej pomyslec.

Bol pomogl mu troche otrzezwiec, usiadl na sciezce i podciagnal nogawke od spodni.

- Cholera - mruknal. - Skrecilem noge.

Podniosl sie i bardzo powoli, kustykajac, podszedl do drzewa, jakie roslo tuz obok i znaczylo poczatek lasu. Oparl sie o szorstka kore i odpoczywal po ucieczce. Zmeczenie bylo widac nie tylko po nim samym, ale i po jego ubraniu, ktore niedlugo zacznie przypominac zwykla szmate. Gdy tak stal, dotarlo do niego, jakie beda konsekwencje tego, co zrobil. Manoldo na pewno powiadomi swoich znajomkow, a ci...a ci kaza mu skontaktowac sie z kims, kto...kto jednym ruchem reki zadusi zycie w sklepikarzu, jednym telefonem, jedna informacja, kilkoma slowami. Niepotrzebnie dal sie poniesc emocjom, mogl po raz kolejny przeczekac wybuch zlosci Gary'ego, robic swoje i nadal pracowac w sklepie. A teraz jak nedzarz nie ma nic, ukrywa sie w lesie i nie wie, co ma dalej robic...W lesie! Zasmial sie gorzko. Tak, w lesie...Moglby wiele opowiedziec na temat lasow...W koncu nie pierwszy raz...Niewazne. Teraz nie bedzie o tym myslal. Teraz musi postanowic, co poczac.

W miedzyczasie Manoldo zapisal nazwisko agenta, o ktore pytal i dodal jeszcze od siebie:

- W takim razie co robimy, to, co bylo umowione na taki wypadek?

Odpowiedz byla krotka i zdecydowana.

- Rozumiem - odparl Manoldo. - Kiedy sie nia zajmiecie? Przynajmniej bedziemy miec pewnosc, ze ten chlystek nam nie namiesza!

Jego rozmowca powiedzial jeszcze pare slow i zakonczyl rozmowe. Manoldo z usmiechem odlozyl telefon do kieszeni - moze sklepikarz uciekl, ale maja na niego sposob - jesli bedzie czegokolwiek probowal, dostanie za swoje tak, ze juz nigdy wiecej sie im nie sprzeciwi!

Uciekinier nie dziwil sie, ze nikt go nie goni. Po pierwsze, Gary byl ranny w noge, a po drugie wiedzial, ze oni juz znajda sposob, zeby go zniszczyc. Mial tylko nadzieje, ze nie zrobia tego, co wlasnie przyszlo mu na mysl. Bo jesli beda chcieli skrzywdzic...Dosyc! Rosmyslanie nic mu nie da. Podjal juz decyzje - musi dostac sie jak najszybciej do telefonu. Od tej rozmowy zalezec bedzie wszystko.

Krok po kroku, nadal krwawiac z czola, krzywiac sie z bolu, szedl w kierunku - jak mu sie przynajmniej zdawalo - pobliskiej wsi. Wiedzial, ze gdzies tutaj lezy Goingtown, mala miejscowosc z niewielka liczba mieszkancow. Na jego szczescie w niczym nie przypominal tego, kim dawniej byl, tylko bardzo wprawne oko mogloby doszukac sie malenkich podobienstw do tamtego czlowieka. Po drodze kombinowal, co powie w pierwszym napotkanym domu, musi jakos wyjasnic krew na rekach. Musi to byc dobra historia, bo jesli to w wszystko wmiesza sie policja, jest zgubiony.

Jakies pol godziny pozniej, ledwo powloczac chora noga stanal przed malym domkiem na samym poczatku Goingtown. Do wsi byl jeszcze kawalek, ten budynek byl jakby przednia straza, kilka kilometrow dalej rozpoczynaly sie juz faktyczne zabudowania. Domek wygladal na zamieszkaly, totez sklepikarz podszedl do drzwi i zapukal, majac nadzieje, ze mieszkancy tego domu nie sa zbytnio zorientowani w tym, co dzialo sie w Illinois...

Po chwili otworzyla mu kobieta w wieku okolo trzydziestu paru lat, o dlugich, ciemnych, lekko kreconych wlosach. Nie wygladala na zadowolona z odwiedzin, w rece trzymala torebke i klucze.

- O co chodzi? - przywitala go niemilo. - Wlasnie mialam wyjsc na zakupy, wiec prosze sie streszczac!

Dopiero gdy dokladniej spojrzala na sklepikarza, zauwazyla jego obrazenia i dodala nieco milej:

- Czy potrzebuje pan pomocy?

- Tak...ja...mialem wypadek, napadli mnie w lesie...Czy moge skorzystac z telefonu? - poprosil slabym glosem, odpowiednio modulowanym na te chwile, przy okazji modlac sie, zeby ta kobieta miala telefon.

- Tak, prosze...- wycofala sie z powrotem do srodka, bacznie mierzac wzrokiem niespodziewanego goscia.

Wpuscila go do wewnatrz, cofajac sie w poblize wejscia do kuchni, gdzie na stole stal zestaw z nozami.

- Telefon jest w tamtym pokoju, prosze - pokazala mu, gdzie ma sie udac, a sama niepostrzezenie chwycila na wszelki wypadek raczke noza.

- Dziekuje - odparl i udal sie we wskazanym kierunku. Kobieta uczynila kilka krokow, tak, aby widziec sklepikarza, ale utrzymac odpowiednia odleglosc.

- Tylko niczego nie probuj, bo zobaczysz! - ostrzegla go.

Widzial, co ma w rece. Wiedzial, ze gdyby chcial, moglby jednym ruchem wytracic jej ten noz z reki, ale nie bylo to potrzebne. I tak ma dosyc klopotow, a tej kobiety nie zamierza krzywdzic...jesli nie bedzie musial.

Wybral odpowiedni numer i powiedzial do swego rozmowcy:

- Massimo? Massimo Cavaldi? To ja.

Martwa cisza po drugiej stronie znaczyla bardzo wiele.

- Moze w to nie wierzysz, ale dobrze sie domyslasz, to ja dzwonie i bardzo potrzebuje twojej pomocy. Mialem...wypadek - nie mogl tego inaczej nazwac ze wzgledu na sluchajaca cala rozmowe kobiete - i chce, zebys po mnie przyjechal do malego miasteczka, zgoda? Powiem ci, gdzie jestem i wtedy porozmawiamy, OK?

- Matko Boska...- wydusil ktos po drugiej stronie sluchawki. - Tak, to ja, ale jakim cudem...Nie moge, nie moge w to uwierzyc, przeciez ty...

- A jednak - odrzekl sklepikarz - a jednak to ja i jesli zaraz tu nie przyjedziesz, dasz dowod, ze nie pamietasz tego, co stalo sie kilka lat temu. Wiec jak bedzie, czekam?

- Oczywiscie, przyjade, podaj tylko adres...- wstrzasniety Massimo wysluchal danych i obiecal zaraz przyjechac.

Gosc odlozyl sluchawke i zwrocil sie do kobiety:

- Dziekuje za uzyczenie mi telefonu. Moj przyjaciel przyjedzie tu za jakis czas i zabierze mnie do rodziny. Czy moglbym zaczekac u pani na jego przyjazd?

Kobieta zawahala sie, obawiajac sie o wlasne bezpieczenstwo, ale po chwili powiedziala:

- Niech pan lepiej uda sie do jakies szpitala. W Goingtown...

- Nie trzeba - przerwal jej. - Nic mi nie jest. Prosze tylko o kilka godzin, zanim moj przyjaciel tu dotrze, dobrze? - jego glos zabrzmial twardziej, przeciez nie mogl pokazac sie w miasteczku. Na szczescie kobieta tego nie zauwazyla.

- W porzadku, prosze usiasc, zaraz podam cos do picia, pewnie jest pan spragniony. Tam jest lazienka, prosze sie umyc i opatrzec rany - wskazala droge.

- Tak zrobie. Prosze sie mnie nie obawiac, za kilka godzin zapomni pani o mojej wizycie - powiedzial.

- Mam nadzieje - ale tego juz nie slyszal, gdyz udal sie do lazienki. Byl zadowolony, jego plan sie powiodl...oby tylko Massimo nie zawiodl. Szkoda tylko, ze bedzie musial opowiedziec mu wszystko...a nie jest pewien, czy moze mu zaufac.

The end of episode 4

 
  Ustaw jako stronę startową  
 
Prison Break, Skazany na śmierć, PrisonBreak, Wentworth Miller, Opisy Odcinków, Download
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja