Prison Break, Skazany na śmierć, PrisonBreak, Wentworth Miller, Opisy Odcinków, Download

   
  www.oprison-break.pl.tl
  Episode 3 - Tożsamość
 

Tapeta Wallpaper  Prison Break
Autor BlackFalcon

Episode 3 - "Tożsamość"

Kolejny lyk...I kolejny...Palacy plyn splywal do jego wyschnietego gardla kropla po kropli. Czul, jak wyzera mu cialo od srodka, czul, ze krzywdzi samego siebie, ale nie zwracal na to najmniejszej uwagi - w koncu i tak byl pusty, byl zwykla nicoscia w ludzkiej skorze, byl...niczym. I dobrze o tym wiedzial. Wodka wypelniala powoli jego zyly tak samo, jak mysli o tym, co bylo, wypelnialy jego umysl. Wspomnienia saczyly sie strumieniem, nie przerywal tego potoku, jakby chcial zanurzyc sie na zawsze, zatopic we mgle przeszlosci...Stac sie nia do konca, cofnac czas?

Napelnil szklanke po raz kolejny, zaczynalo mu sie krecic w glowie. Nie tyle z powodu tego, co wypil, ale bardziej przez przytlaczajace obrazy, przez palce tego, co juz nie wroci, przez bezsenne noce, przez to wszystko, co dzis z cala moca go przygniotlo. Czul w samym srodku, jak cos go miazdzy, jak wybory sprzed lat daja znac o sobie tepym bolem, jak pojawia sie zal, rozpacz i...zlosc, niesamowita wscieklosc. Na tych, dzieki ktorym zamiast znajdowac sie na swoim miejscu, tam, gdzie powinien, konczy zycie w jakiejs brudnej norze, jak szczur, jak nedzne zwierze porzucone na wysypisku smieci. Narastal w nim bunt, protest przeciwko nim....przeciwko sobie, bo wyrazil na to zgode. Nienawisc uwidocznila sie w jego prawej dloni, mocno, z calej sily scisnal szklo, z ktorego wlasnie wypil ostatnie lyki, czul, ze szklanka zaraz peknie, ze zaraz rozprysnie mu sie w rece...jak jego zycie. Zamigotaly mu w glowie sceny z nocy, kiedy zerwal sie po kolejnej porcji swoich koszmarow, zobaczyl w umysle noz...nie, to nie byl noz, to nie bylo to zwykle narzedzie z zielona raczka, jakim zwykle kroil chleb. To bylo cos innego...Zyletka.

Zyly nabrzmialy mu na dloni, rece mial zmeczone praca, przenoszeniem towarow, postarzale...jak on sam. Czul, jak krew pulsuje mu w zylach, czul, ze zaraz nie wytrzyma tego wewnetrznego cisnienia, ze eksploduje z tej burzy uczuc, jakie nim miotaja...Koniec, koniec nachodzi, dzis przelala sie czara zla...

- Przeklinam...- nie zdazyl. Nie zdazyl przeklac swego najwiekszego wroga. Nawet to zostalo mu odebrane. Wszystko stalo sie w jednej sekundzie, za chwile lezal juz na podlodze sklepu, z zamknietymi oczami, przy okazji potracajac przy upadku krzeslo, ktore przewrocilo sie razem z nim. Nie slyszal juz huku, jaki sam spowodowal. Cisza, smiertelna cisza spowila miejsce, gdzie jeszcze przed chwila dalo sie wyczuc nagromadzenie tak wielkiej ilosci uczuc. Cisza...i spokoj.

Wlasciciel sklepu nie mial dzis dobrego humoru. Zreszta w sumie nigdy go nie mial, jego stosunek do swiata wyrazal sie w kilku slowach: "Mam was gdzies". Byla jednak jedna rzecz, ktora za kazdym razem poprawiala mu nastroj, cos, co niezawodnie sprawialo mu przyjemnosc - wizyta w sklepie i ponizanie tego starca. Obiecal mu inwentaryzacje, to co prawda bylo pare godzin temu, ale nic nie stoi na przeszkodzie, zeby zrobic ja jeszcze dzisiaj. Przynajmniej go zaskoczy i nie bedzie mial czasu na zadne przekrety! Zadowolony podazyl w kierunku sklepu, nawet przyspieszyl kroku, zeby jak najszybciej znalezc sie blisko budynku i moc rozpoczac nie tyle liczenie towarow, a calkowicie pozbawic godnosci to indywiduum z jego sklepu.

Dotarl do miejsca przeznaczenia i z rozmachem otworzyl drzwi.

- Hej, gdzie jestes, sklepikarzu? Inwentaryzacje robimy dzisiaj, zamykaj sklep! Otwieraj magazyn! - wrzasnal juz od progu.

Odpowiedziala mu cisza. Dopiero teraz zwrocil uwage, ze za lada nikogo nie ma. Zirytowany krzyknal glosniej, nieprzywykly do podobnych niespodzianek, a i rozzloszczony tym, ze w jego sklepie nie ma obslugi.

- Zdechles tam, czy jak? Wychodz, sam nie bede tego robil! - wscieklosc odmalowala mu sie na twarzy.

Kiedy po chwili nikt mu nie odpowiedzial, z furia ruszyl w kierunku lady, odepchnal przegrodke, jaka odzielala centrum sklepu od krolestwa sklepikarza i...zamarl, ujrzawszy przewrocone krzeslo i swojego pracownika na podlodze. Bynajmniej nie z przerazenia. Szybki ruch oczu pozwolil mu spojrzec, ze na stole stoi pusta butelka po alkoholu, a obok dloni lezacego znajdowaly sie resztki szklanki, ktora upadla razem z nim i rozbila sie na tysiac kawalkow.

Wlasciciel nie opanowal wrogosci, jaka w niego wstapila. Zawsze go nienawidzil, a teraz, po tym, co ujrzal, znienawidzil go jeszcze bardziej.

- Ty alkoholiku! Ty gnido! Ty smieciu! Wstawaj natychmiast, albo juz nigdy nie wstaniesz! Zobaczysz, do czego zdolny jest Gary Manoldo! - wymierzyl prawa noga i z calej sily poslal kopniaka w bezwladne cialo na podlodze. Obrocilo sie tylko w lewo i Manoldo mogl zobaczyc twarz sklepikarza, rownie bez sladu zycia, jak sam jej wlasciciel.

- Radze ci, wstan, albo cie zabije! - zagrozil Gary, ale wszystko na prozno. W tej chwili zaczal miec watpliwosci - a jesli tamten naprawde umarl? Na te mysl wsciekl sie jeszcze bardziej.

- Ty gnojku, kto mi teraz bedzie sprzedawal w sklepie?! Nawet zdechnac nie umiesz, pewnie wodka cie zabila, ty gnojku, ty..

Wrzask zamarl mu w ustach, bo ze zdumieniem zauwazyl, ze sklepikarz otwiera oczy. Dopiero teraz zobaczyl, ze z czola czlowieka, ktorego wlasnie kopnal, leci strumyk krwi. Ranny podniosl sie powoli, wspierajac sie lewa reka lady i spojrzal prosto w oczy wlasciciela sklepu, mowiac z bolem w glosie:

- Czego...chcesz?...

Gary szybko odzyskal glos i znow wrzasnal:

- Jak to co? Inwentaryzacje robimy!

Ledwo trzymajac sie na nogach sklepikarz powiedzial cicho:

- Dzisiaj...?

- A co ty myslales, ze pozwole ci krasc?! - wydarl sie znow Manoldo.

- Nic nie ukradlem, przeciez wiesz! - sklepikarz stanal mocniej na nogach, jego glos tez stal sie wyrazniejszy, chociaz nadal trzymal sie lady, a krew malym strumyczkiem nadal splywala mu z czola, tonac gdzies w gestej brodzie.

- Zaraz sie przekonamy! Zamykaj sklep! - Manoldo mial wlasne klucze, ale nie zamierzal znizac sie do wykonania takiej czynnosci. Przez przypadek, czego zreszta wcale nie zalowal, kropelki jego sliny wyskoczyly z gardla podczas krzyku i opluly twarz sklepikarza.

Ten wytarl sie spokojnie prawa dlonia i rzekl cicho, ale z grozba w glosie:

- Dobrze wiesz, ze nigdy cie nie okradlem! Nie masz prawa traktowac mnie jak...

- Zamknij sie! - wybuchnal Gary Manoldo. - Nie bedziesz mi mowil, jak mam cie traktowac! Czy myslisz, ze jestes ode mnie lepszy, ze nadal jestes tym, kim byles?! Jestes smieciem, zebrakiem, a ja ze swej dobroci cie utrzymuje, ale w kazdej chwili sie to moze skonczyc, jesli tylko chcesz trafic w miejsce, z ktorego sie nie wraca!

W sklepikarzu cos buzowalo, jakby mialo wybuchnac, eksplodowac w protescie przeciwko takiemu traktowaniu. Tak dawno temu przyrzekl sobie trzymac nerwy na wodzy, milczec, kiedy ten kretyn go bedzie obrazal, nie reagowac na zaczepki, nie...stracic tego, co mu pozostalo na tym swiecie...miejsca do zycia. Ale dzisiaj tamta wizyta, tej kobiety, przypomniala mu pewne zdarzenia i nawet nie do konca swiadomie wyrzekl:

- Pozalujesz tego, ty gnoj...

Wiecej powiedziec nie zdazyl, bo w Gary'ego jakby piorun strzelil. W jednej sekundzie jego rece wyskoczyly przed siebie i chwycily za gardlo sklepikarza. Zacisnal dlonie z calej sily, z nienawiscia odcinajac coraz bardziej doplyw powietrza.

- Zabije cie. - stwierdzil ze spokojem.

Czerwone i biale platy lataly mu przed oczami. Sklepikarz praktycznie nie widzial juz nic, wiedzial, ze zaraz znow straci przytomnosc, ale tym razem juz nigdy jej nie odzyska. Brakowalo mu tchu, czul, ze jeszcze kilka sekund i bedzie po wszystkim. Instynktownie usilowal oderwac dlonie tamtego od siebie, ale nie mial na to sily. To juz koniec, za chwile przestanie...

- Noz! - pomyslal w przeblysku swiadomosci. - Noz!

Na polce pod lada lezal noz sluzacy do przecinania folii z nowodostarczonych towarow. Byl niezbyt ostry, lezal tylko na wszelki wypadek, ale najwazniejsze bylo to, ze w ogole lezal. Sklepikarz spostrzegl go w ostatniej chwili, kiedy smierc razem z Gary'm miala ostatecznie zacisnac na jego szyi swoje lapska. Resztka sil uczynil blyskawiczny ruch lewa reke w strone polki, modlac sie, aby Manoldo niczego nie zauwazyl. Zaraz potem mial juz narzedzie w rece i nie zawahal sie. Z calej mocy, jaka mu pozostala w praktycznie pozbawionym tlenu ciele, wbil noz w Gary'ego. Krew trysnela mu na rece, lala sie nadal, kiedy wlasciciel upadl z hukiem na podloge, barwila swiezo wyprane ubranie Manolda.

Haustami lapal oddech, jakby chcial nabrac powietrza od razu na cale zycie. Powoli odzyskiwal sprawnosc umyslu, co prawda nadal dokuczala mu rana glowy, ale przynajmniej mial czym oddychac! Rana pozniej sie zajmie. Rzucil jeszcze okiem na zwijajacego sie z bolu Gary'ego i wybiegl ze sklepu.

Wlasciciel zwijal sie zarowno z bolu, jak i z wscieklosci, wiedzac, ze w takim stanie nie ma szans, zeby dogonic sklepikarza. W koncu jednak udalo mu sie wstac, tak samo podparl sie lady, jak uprzednio sklepikarz, podniosl zapomniane krzeslo i usiadl na nim. Ciezko dyszac wyciagnal komorke z kieszeni, wybral jakis numer i po chwili rzekl:

- To ja.

Przeczekal wrzaski po drugiej stronie sluchawki i kontynuowal.

- Tak, wiem, ze mialem nie dzwonic, ale ten bydlak wlasnie uciekl! Zranil mnie nozem w noge i zwial!

Znow musial poczekac, az jego rozmowca sie uspokoi.

- Nie, nie wiem, gdzie poszedl! Ale wiem, co mam zrobic, odeslac go tam, skad go wzielismy! Przypomnij mi tylko nazwisko tego agenta, dobra?

Podano mu je przez telefon.

- Dobra, dzieki. Skontaktuje sie, jak bede cos wiedzial. Tak, tak, juz zapisuje - Mahone. Alexander Mahone.

The end of episode 3

 
  Ustaw jako stronę startową  
 
Prison Break, Skazany na śmierć, PrisonBreak, Wentworth Miller, Opisy Odcinków, Download
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja