
Autor - BlackFalcon
Episode 14 - "Agent"
Kiedy Messini został sam, przypomniał sobie o zdenerwowaniu Manolda. Cóż, trzeba go uspokoić, niech się nie martwi, że całej sprawie grozi jakieś niebezpieczeństwo. Spokojnie wybrał numer telefony Gary'ego i poczekał na zgłoszenie się rozmówcy.
- Gary? Tak, to ja. Chciałem cię powiadomić, że Simone zajmie się całą sprawą. Tak, już go wysłałem. Wiesz, jak bardzo będzie mu zależeć na pomyślnym zakończeniu, prawda? Tak, wiem, tobie podaliśmy tamto nazwisko, ale Simone lepiej się do tego nadaje. - rozłączył się.
Kiedy Manoldo dowiedział się, że Simone przejmie jego zdanie, nawet się ucieszył. Co prawda nadal pałał chęcią zemsty za ranę w nodze, ale wiedział, że człowiek, którego wyznaczył senator, ma specjalne predyspozycje. Jeszcze większą nienawiść w duszy - o ile w ogóle ją miał - i łatwość w zadawaniu okrucieństwa. Właściciel sklepiku widział kiedyś, do czego zdolny jest Simone i teraz przestał wątpić w powodzenie misji. Poza tym Messini miał rację - zwykła śmierć nie wystarczy. W sumie dobrze się stało, że Cavaldi zawiódł - dzięki temu słodycz zwycięstwa będzie o wiele większa.
Theodore Bagwell, obecnie Simone na usługach mafii, chwycił za słuchawkę. Wyraźnie bawił się tym, co za chwilę miał zrobić, na jego wargach wykwitł złośliwy usmieszek, już przez skórę czuł, co stanie się w ciągu kilkudziesięciu najbliższych minut.
- Witam, proszę pana - odezwał się, kiedy tylko uzyskał połączenie. - Zapewne pamięta mnie pan, to ja, Simone Anderetti. Proszę przyjść do mojego mieszkania najszybciej, jak to możliwe.
Upłynęło kilka sekund, nim znów się odezwał, tym razem w jego głosie nie było już fałszywej uprzejmości.
- Nic mnie to nie obchodzi, panie Mahone! Ma pan stawić się najdalej za pół godziny w moim mieszkaniu i nie interesuje mnie, w jaki sposób! Będę na pana czekał. Przypominam, że doskonale pamiętam pana adres!
W małym domku na obrzeżach miasta Aleksander Mahone westchnął ciężko. Kolejny raz dostał wezwanie od tamtych ludzi, tym razem miał stanąć oko w oko z Anderetti'm, który do tej pory był dla niego tylko głosem. Wiele razy żądali od niego informacji na tematy, które mogły im się przydać, na jakiejś dane dotyczące osób ze sfer rządzących krajem, szczegóły do wykorzystania w ich "pracy", jak to nazywali. Dziś widocznie dostanie jakieś ważniejsze polecenie, skoro wzywa go sam Simone. Ciekawe, co to będzie. I czy było warto zapłacić taką cenę za wolność...i być może za życie?
Ubrał się i powoli udał do samochodu. Jego wóz nie był pierwszej nowości, widać było, że niedługo trzeba będzie mu zrobić przegląd, ale jeszcze jakoś jeździł.
- Najważniejsze, że tylko jak na razie kilka razy stanął na środku drogi. - pomyślał Mahone i zapalił silnik. Niebieski Ford Focus ruszył z miejsca.
Co pewien czas spoglądał w lusterko nad kierownicą. Robił to szczególnie wtedy, kiedy musiał czekać na zmianę sygnalizacji. Widział swoje oczy, wiedział, że nie wygląda tak elegancko, jak dawniej, ale nadal nie było tak najgorzej - w końcu pieniądze, jakie dostawał za swoje "usługi", nie były aż takie małe...Może i tym razem coś wpadnie mu w kieszeń?
Zaparkował przed wysokim budynkiem, w którym mieściło się mieszkanie Simone'a. Nigdy tu nie był, ale Anderetti podał mu dość dokładne wskazówki. Minęło już czterdzieści minut od jego telefonu, tyle czasu zajęło Alexowi jakie takie przygotowanie swojego wyglądu i dojazd tutaj. Pewnie Simone się na nim wyżyje, jak to często robił, tyle, że przez telefon.
Dotarł na czwarte piętro i zapukał do drzwi. Gospodarz musiał być w pobliżu, bo prawie natychmiast otworzył drzwi. Mahone ujrzał niewysokiego, starszego już wiekiem mężczyznę z czarnym, bujnym zarostem na twarzy.
- Simone? Simone Anderetti? - upewnił się przybysz.
- Nie. Pan Anderetti czeka w drugim pokoju - wyjaśnił mu tamten.
Alex zrozumiał. Wezwanie musiało być naprawdę ważne, skoro przyjęto go w towarzystwie ochroniarza. Zapewne Simone boi się, że stawi opór, że będzie protestował przeciwko temu, co go czeka. Tym bardziej wzrosła jego ciekawość. Wszedł głębiej.
Prawdziwy gospodarz siedział tyłem do gościa na obracanym fotelu za biurkiem. Odezwał się, gdy tylko Mahone przestąpił próg pokoju:
- Witaj, Alex. Oczekiwałem cię. Usiądź.
Mahone zrobił to, co mu polecono. Siedział teraz przy tym samym biurku, tylko z drugiej strony.
- Mamy dla ciebie zadanie - rozpoczął Anderetti. Ochroniarz w międzyczasie cicho wślizgnął się do pokoju i stał blisko Mahone'go, aby zareagować w razie, gdyby ten wykonał jakiś gwałtowny ruch.
- Jakie zdanie? - Mahone poprawił brązową koszulę, w którą był ubrany i wygodniej rozsiadł się na krześle. Zaczynał tracić nadzieję, że to będzie coś odmiennego od poprzednich zleceń.
- Najpierw mi odpowiesz na kilka pytań - gospodarz nadal siedział tyłem, Alex widział tylko, że połączył ze sobą palce lewej i prawej ręki na kształt trójkąta.
- Jakich pytań?
- Oj, Alex, Alex, za dużo mówisz. Posłuchaj mnie do końca, a wszystkiego się dowiesz. Mianowicie musisz mi powiedzieć, czy krąży w tobie jeszcze żyłka tego prawie maniakalnego poszukiwacza zła, co dawniej.
- Nie rozumiem? - powiedział Mahone, a pomyślał, że to jednak nie będzie zwyczajna sprawa.
- Pamiętasz, jak zachowywałeś się jak pies na tropie i to jeszcze pies na dopingu? Pamiętasz...- tutaj gospodarz urwał i gwałtownie obrócił się na fotelu w stronę swego gościa - ... pamiętasz ucieczkę z Fox River?
Mahone zmartwiał. Siedział jak zmrożony lodem, nie mógł się poruszyć, ani prawie odetchnąć. Ta twarz! Ten uśmieszek, mający w sobie więcej okrucieństwa, niż nawet słowa! Ten wąsik koloru zboża, te niepoukładane włosy, te oczy świdrujące Alexa na wylot! Może wyglądał trochę inaczej, ale nadal był tym samym - a może jeszcze bardziej złym - człowiekiem, co poprzednio - T-Bagiem!
- Bagwell? - wykrztusił Alex. Kotłowało się w nim wiele sprzecznych uczuć - niedowierzanie, złość, wściekłość, nienawiść, ale i - co odkrył wzburzony - strach. Strach przed tym, czego chce od niego ktoś, kogo on tak zaciekle ścigał wiele lat temu.
- Owszem - kolejny uśmiech, tym razem zwiastujący satysfakcję z reakcji przybysza. - to ja. Cieszysz się?
- Ale...Anderetti? - próbował zaprzeczać prawdzie Mahone.
T-Bag wstał, spojrzał z góry na gościa i rzekł:
- Jeszcze się nie domyśliłeś? To ja jestem Simone Anderetti'm. Dostawałeś cały czas rozkazy od tego, kogo chciałeś wysłać na tamten świat - zaśmiał się Theodore.
- Ale...jak wyszedłeś z Sony? - krawat zaczął dusić Alexa, musiał go poluzować. Nagle w pokoju zrobiło się gorąco.
- Czy myślisz, że Rodzina pomogła tylko tobie? - zadrwił Bagwell/Anderetti. - Że tylko wielki Alexander Mahone został wydobyty z dna piekieł, a nędzny T-Bag zdechł w tym więzieniu jak zwykły pies? O nie, mylisz się, kochaniutki. Z tym, że ty przyszedłeś skamlać o coś, co pomoże ci przetrwać kolejne dni, a ja nie muszę się o nic martwić. Tym razem to ja powiem ci, co masz zrobić...
- Nie będę słuchał rozkazów od...od...- zerwał się Alex.
- Od kogo? - kiedy Anderetti to mówił, ochroniarz z potężną siłą wrzucił Mahone'go z powrotem na fotel. - Od kogoś, kto przekonał organizację, że możesz się do czegoś przydać? Uratowałem ci życie, inaczej zdechłbyś w Sonie!
- Po co to zrobiłeś? Po co to zrobiłeś, do jasnej cholery?! Nie chcę być wdzięczny tobie, śmieciowi z piekła rodem!
- Uspokój się, bo mój kolega się tobą zajmie - T-Bag zgasił gniew Mahone'go. - Jeszcze będziesz mi wdzięczny i to nie za Sonę, ale za to, co ci polecę zrobić...
- Ja - tobie?! Nigdy, za nic, ja...
- Och, zamknij się, Alex! Chcę, żebyś mi pomógł i to polecenie od samej góry. Muszę...powiedzmy, że znaleźć coś, co niebacznie zgubliśmy. A ty jesteś dobry jako piesek gończy.
Mahone przełknął tą pigułkę i zapytał:
- Czego miałbyś szukać? Co zgubił senator Messini i nie może tego sam znaleźć?
- Powiem ci - T-Bag zbliżył swoją twarz do twarzy Alexa. - Zgubił kogoś, kogo na pewno z chęcią razem poszukamy. Zgubił Johna Abruzzi'ego.
Po prostu nie potrafił zamknąć oczu. Rozszerzył je i trzymał otwarte, jakby przeżył jakiś ogromny szok. A przecież tak było. John Abruzzi! Sam go zabił, widział, jak te wszystkie kule...
- Widzę, że zaschło ci w gardle - zakpił Bagwell. - Mam polecić przynieść ci coś do picia?
- Nie trzeba...- wydusił Mahone. - Ale Abruzzi...
- Tak, tak, wiem - machnął ręką Theodore. - Myślisz, jak wszyscy. Ale ta gnida żyje, niestety. Opowiem ci zaraz, jak do tego doszło...
Jakiś czas potem Alex Mahone ochłonął na tyle, żeby zadać parę pytań.
- Tyle zachodu po to, żeby mieć kontakt z jakimiś...
- Nie jakimiś, Alex. Tymi najwyższymi. Nazwisk ci oczywiście nie podam, ale wiedz, że w zasadzie to my rządzimy tym krajem. Sam fakt, że obaj siedzimy tutaj wolni, o czymś świadczy. To znaczy ty nie jesteś wolny, ty jesteś naszym zwierzątkiem do służenia, to fakt, ale nie przebywasz w Sonie.
- Bagwell, skończ te gierki, bo...
- Bo co mi zrobisz? Rzucisz się na mnie? Zachowaj energię na Abruzzi'ego - poradził Bagwell. - Jak wiesz, ostatnio widziano go w Goingtown, kiedy dzwonił od jakiejś kobiety po Cavaldi'ego.
- Skoro Massimo zginął, a wszystko na to wskazuje, w takim razie Abruzzi był sprytniejszy - umysł Alexa zaczął pracować jak za dawnych lat.
- Tyle, to ja sam wiem - zakpił znów Theodore.
- Czekaj, czekaj. Kobieta go widziała, więc pewnie ją też zabił. Ale nie...trup mógłby zwrócić czyjąś uwagę, ktoś mógłby słyszeć strzały, a raz już przecież strzelał, do Cavaldiego. Na pewno nie chciał ściągać na siebie kolejnych kłopotów. Gdzie Cavaldi miał go zabić? W domu, czy gdzieś poza?
- Poza nim - odparł Theodore. - Z tych samych powodów, jakie teraz wymieniłeś - rozmawiali na siedząco.
- Wszystko jasne. Skoro rozpoczęli swoją podróż i Massimo nie żyje, to Abruzzi zapewne będzie chciał zrobić to samo, co chciał zrobić z nim nasz człowiek - wywieźć ją gdzieś, zabić i pozbyć się ciała.
- Domyśliłem się - zgryźliwie odrzekł Bagwell. - Ale dokąd?
- W najbliższe ustronne miejsce. Jemu się spieszy, T-Bag. Wie, że będziemy go szukać, więc chce jak najszybciej pozbyć się kłopotu w postaci tej kobiety. Daj mi mapę.
T-Bag skinął na ochroniarza, a ten chwilę później pojawił się z mapą. Przestudiowali ją we dwójkę, Bagwell i Mahone. W pewnej chwili były agent zatrzymał wzrok na brązowej plamce na środku mapy:
- Co to jest?
- Stara, zamknięta fabryka samochodów. Nikt już tam nie chodzi.
- Z wyjątkiem jednej osoby. Tam bardzo łatwo ukryć zwłoki. Wyślijcie tam kogoś. Tam - lub w pobliżu - znajdziecie waszą zgubę.
The end of episode 14